#BudujemySilnaZurawianke
Żurawianka Żurawica

MÓJ STAN WOJENNY!

14 grudnia 2022, godz. 09:46, 99 wyświetleń  

A A A

MÓJ STAN WOJENNY!

Nie spałem do południa!

Zawirowania w większości zakładów pracy, w tym coraz częstsze wywożenie na taczkach kierowników zakładów pracy powodowało anarchię i stwarzało sytuację nie do zniesienia, tym bardziej, że w kraju praktycznie produkcja zamarła do zera, w wyniku licznych strajków. Powodowało to niesamowite braki w zaopatrzeniu wszelkich produktów. Inflacja polskiej złotówki szalała w tysiącach procentów. Dla porównania codzienna gazeta lokalna „Nowiny Rzeszowskie” w 1980 roku kosztowały 1 zł, a w 1989 roku już 3 tysiące zł. Dziś ktoś powie, że to niemożliwe! A jednak – tak było! Brakowało wszystkiego, od ubrań roboczych i środków ochrony osobistej do podstawowych artykułów spożywczych. W obliczu zbliżającej się zimy groziła nam samozagłada. W społeczeństwie narastała świadomość, że już nic Polskę nie może uratować, że musi dojść do drastycznego przełomu. Nie dały żadnego rezultatu dwukrotne spotkania Jaruzelskiego z Wałęsą i kard. Glempem, w tym to ostatnie z początków listopada 1981 roku, ani tym bardziej wezwania Episkopatu Polski do obu stron konfliktu o opamiętanie. O opamiętanie i refleksję do Polaków apelowała też premier Wielkie Brytanii Margaret Thatcher. Niestety, w czołowych gremiach partii i Solidarności byli ludzie, którzy otwarcie dążyli do konfrontacji. Posiedzenia Biura Politycznego KC PZPR i także Solidarności np. w Radomiu były tego jaskrawym dowodem. Nie chcę jednoznacznie wskazywać winnych tych zawirowań. Zapewne wina była po obu stronach, w dzisiejszej sytuacji politycznej kraju nie czas takie opinie wyrażać. Przy obecnej propagandzie też tego nie wyjaśnimy, bo potrzeba na to wiele politycznego spokoju i zgody narodowej.

Wprowadzenie stanu wojennego w Polsce, w nocy 12/13.12.1981 roku było zaskoczeniem i ogromnym szokiem dla społeczeństwa, ale też wielu spodziewało się, że władza musi coś z tym fantem zrobić, w niektórych kręgach wręcz domagano się tego. Wczesny ranek 13 grudnia 1981 r. mam stale przed oczami. Jak zawsze, z Przemyśla Zasanie wyjechałem do pracy pociągiem o godz. 4:24. Wysiadając z pociągu na peronie w Żurawicy Rozrządowej powitał mnie sokista mówiąc, że oczekują na mnie jacyś oficerowie. Gdy wszedłem w mundurze do budynku zastałem na holu podpułkownika i majora WP, którzy z niedowierzaniem mojego młodego wieku zapytali czy to ja jestem naczelnikiem stacji? Poprosili mnie o prywatną rozmowę z zachowaniem pełnej dyskrecji. Oświadczyłem, że ona może się odbyć dopiero po zebraniu sytuacji i przeprowadzeniu odprawy z załogą o godz. 6.00. Czyli może się ona odbyć dopiero około godz. 6.45. Nie miałem wówczas pojęcia o treści rozmowy. O godz. 6.00 w świetlicy stacji odbyła się jak co dzień odprawa przed zmianą dzienną. Już na samym początku odprawy wbiegł jak burza do sali nastawniczy nastawni wykonawczej Zr-12 z krzykiem, Panie naczelniku proszę włączyć radio – jest wojna! Natychmiast uruchomiłem urządzenie audio i wysłuchaliśmy w grobowej ciszy przemówienia gen. Jaruzelskiego. Tej atmosfery nie zapomnę do końca życia, u wielu widziałem łzy w oczach. Po zakończeniu przemówienia krótko omówiłem sytuację w stacji i powiedziałem zdawkowo: „Proszę państwa, obojętnie co będzie, pracować trzeba i bardzo proszę o pracę, o powagę sytuacji. Jeszcze dziś wydam stosowne zarządzenie, o czym poinformuję wszystkich.”. Idąc na spotkanie z oficerami wiedziałem już co będzie tematem rozmów. Pułkownik przekazał mi pisemne pełnomocnictwo Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego o wprowadzeniu stanu wojennego na obszarze całego kraju i o zmilitaryzowaniu niektórych zakładów pracy, w tym kolei. Zażądał też wskazania strategicznych dla stacji punktów, które będą obsadzone stałym patrolem wojskowym oraz konieczność zakwaterowania wojska na terenie stacji w liczbie 100-150 osób. Oświadczyli oni też, że nie będą ingerować w zarządzaniu stacją, lecz ich zadaniem jest osłona w prawidłowym funkcjonowaniu stacji. Dowiedziałem się też o internowaniu działaczy Solidarności bez podania mi miejsca ich odosobnienia, w tym przewodniczący stacyjnej Komisji NSZZ „Solidarność”. Militaryzacja kolei nakładała na mnie obowiązek nieustannego nadzorowania pracy stacji na miejscu przez ścisłe jej kierownictwo. W przeciągu trwania stanu wojennego nigdy nie było przypadku, aby wojsko w jakikolwiek sposób wchodziło w moje kompetencje i nie odczułem jakiejkolwiek dolegliwości ze strony stacjonującego wojska, a jedyną dolegliwością były ciągłe dyżury. Co do żądania pierwszego wyznaczyłem nastawnie dysponujące ŻrA, ŻrB i ŻrC. Odnośnie zakwaterowania wojska kategorycznie odmówiłem ze względu na szczupłość zaplecza. W tym celu zadzwoniłem do dyrektora DRKP informując o żądaniach. W efekcie miejsce się znalazło w budynku C’Hartwig Żurawica, znajdującego się w rejonie „Torów Szerokich” stacji Żurawica. W czasie spotkania oficerowie ci żywo interesowali się problemami stacji, a na moje utyskiwania o brakach w zatrudnieniu obiecali, że coś z tym fantem zrobią. Po paru dniach do stacji skierowano przeróżnej maści obiboków, którzy nigdy nie splamili się pracą. Po przeuczeniu ich przez służbę bhp i pobraniu odzieży roboczej tyle ich widziałem, a sam jak dla ironii niebawem wzywany byłem do Sądu Wojskowego w Rzeszowie jako oskarżony za porzucenie przez nich obowiązku pracy! Jeszcze w godzinach rannych 13.12.1981 r. zażądano otwarcia biura Solidarności, które wcześniej w mojej obecności i przy moim podpisie oficerowie zaplombowali opieczętowując je i konieczności rekwirowania wszelkiej dokumentacji w tym środków pieniężnych, na co postawiłem warunek, że może się to odbyć tylko komisyjnie za stosownym i szczegółowym protokołem. Uzgodniliśmy, że odbędzie się to w godzinach rannych następnego dnia. Tak też się stało i komisyjnie otworzyliśmy siedzibę Solidarności, skrupulatnie rejestrowaliśmy przedmioty i dokumenty rekwirowane przez wojsko. Pieniądze przeliczyliśmy i zobowiązano mnie abym je wpłacił do kasy towarowej stacji za stosownym kwitem, co też uczyniłem przekazując kwit różnych wpływów do protokólarnego depozytu wojska. Ewenementem rekwirowanych dokumentów była instrukcja o postępowaniu w przypadku wprowadzenia stanu wyjątkowego w Polsce, wydana przez Komisję Krajową „Solidarność”. Otóż według tej instrukcji np. ja miałem być aresztowany jako kierownik zakładu pracy, kierownictwo stacji miała objąć Komisja Zakładowa „Solidarność”, a porządku miały pilnować specjalne do tego powołane grupy operacyjne. Na terenie zakładu pracy miała być urządzona kaplica. Takie miały być nowe demokratyczne porządki w mniemaniu autorów instrukcji! W trakcie rekwirowania zasobów biura Solidarności intensywnie szukano sztandaru, którego w biurze nie było. Przyznam, że wiedziałem gdzie sztandar się znajduje i nie zdradziłem miejsca jego ukrycia wiedząc, że będzie niemożliwością jego odzyskania. Po podpisaniu protokółu i opuszczeniu budynku stacyjnego stacji przez wojsko poleciłem jednemu z pracowników stacji, notabene mieszkańcowi Żurawicy dyskretnie przenieść sztandar do księdza dziekana celem jego przechowania, co też zostało uczynione i sztandar został zachowany dla potomności. Wprowadzenie stanu wojennego dało początek wzmożonych dostaw towarów z ZSRR, w tym też mięsa i częściowo zboża oraz olejów jadalnych. Ponownie wzmogła się praca przeładunkowa w stacji. Niebawem otrzymaliśmy węgiel do ogrzewania pomieszczeń biurowych i posterunków. Zaczęła się stopniowo normalizować sytuacja, choć daleko jej było do normalności, bo niedostatki miały niewyobrażalne rozmiary, szczególnie w dzisiejszych czasach!

Kazimierz Więch
kaz47478@o2.pl
2022-12-14

Komentarze

Twój nick: WYŚLIJ

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. LKS Żurawianka Żurawica #1928 nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.


Brak komentarzy.

Wspomóż naszą działalność

 

Wpłać dowolną kwotę na naszą Żurawiankę.
Pomóż nam i naszym zawodnikom godnie reprezentować nasz wspólny Klub.

 
 
 

SPONSORZY

PARTNERZY