#BudujemySilnaZurawianke
Żurawianka Żurawica

WSPOMNIEŃ CZAR! Część 11.

26 czerwca 2022, godz. 11:12, 124 wyświetleń  

A A A

WSPOMNIEŃ CZAR! Część 11.

Bytom jak Lwów!

 

Tytułowe porównanie obu miast jest bardzo przesadzone w kwestii ogólnej, ale w sportowej i mojej osobistej postaram się znaleźć uzasadnienie. Przed 1945 rokiem Bytom był miastem niemieckim o nazwie Beuthen, z którego po wojnie opuściła większa część ludności niemieckiej, a w ich miejsce napłynęła ludność z Kresów Wschodnich, głównie z rejonu Lwowa. Oni to założyli Polonię Bytom wzorując się na Pogoni Lwów, łącznie z herbem i barwami lwowskiej drużyny. Zamiarem założycieli była nazwa Pogoń Bytom i to z symbolami lwowskiej drużyny, nazwa Pogoń ówczesnym władzom jednoznacznie kojarzyła się ze Lwowem, nie wyrazili zgody na taką nazwę klubu i pozostały tylko herb i barwy Pogoni jako insygnia Polonii. Od samego powstania w Polonii grali rodowici Lwowianie i Ślązacy, tak samo jak wcześniej w Pogoni Lwów grali Polacy i Ślązacy, jak np. Emil Görlitz, Karol Kossak, Edmund Majowski, Ludwik Schneider. Pogoń przed wojną była czołową drużyną w kraju i Polonia taką samą rolę odkrywała w latach mojego pobytu. Wymienię też lwowian w Polonii w jej wcześniejszych latach: Trampisz, Kempny, Matyas, Prass, Wiśniewski, Koncewicz, Górski, Koczapski. Podobnie było w mojej szkole, dyrektorem był były piłkarz i kolega klubowy Matyasa z Pogoni Lwów Karol Prass. Dyrektor szkoły, jego zastępca, nauczyciele: wf, maszyn górniczych, języka polskiego, języka rosyjskiego, ekonomii, wychowawca internatu to lwowianie a języka niemieckiego i innych przedmiotów uczyli Ślązacy kochający jak mówili „fusball”. Jedynie wrogiem piłki nożnej był rodowity Ślązak (Hanys), mój wychowawca i nauczyciel górnictwa, który większego wpływu w hierarchii szkolnej nie miał.

Wielu bytomskich lwowiaków w piwiarniach, kawiarniach i knajpach Bytomia nuciło sparafrazowaną lwowską piosenkę o tej samej melodii, której początek brzmi: „Do Bytomia przyjechałem by zwiedzić polski gród, batiarów tam spotkałem i cały lwowski ród. Gdy schodzę z trotuaru wtem auto z całych sił stuknęło mnie od tyłu, jam już pod autem był. Ja leżę jak ten byk, milicja, ludzie w krzyk a szofer taj wychodzi i tak oświadcza mi. Ta joj, ta Jóźku, ta dawaj pyska, ta co tu robisz zaraz mów. Ta niech się tobie przyjrzę z bliska, ta z twojej mordy widać Lwów…”. Piosenka ta jest wymownym przykładem powojennej ciągłości mieszkańców obu miast. Jeszcze będąc w klasie maturalnej ułożyłem lubianemu profesorowi od języka rosyjskiego piosenkę, którą cała klasa zaśpiewała mu gremialnie przed maturą, a która przyniosła mu wiele radości, o czym chwalił się do wszystkich nauczycieli. Melodia identyczna jak pieśni kościelnej pt. „Kiedy ranne wstają zorze”, a treść brzmiała: „Kiedy ranne wstają zorze profesorów karaj Boże, a najbardziej karaj tego, co nas uczy rosyjskiego. Ledwie oczy przetrzeć zdołam, już do tablicy belfer woła i zadaje coś nowego by dać dwóję z rosyjskiego.”. Wtedy profesor zachodząc się śmiechem, wskazując palcem na mnie, wschodnim akcentem trafnie powiedział: „to tylko ta kuliera mogła ją wymyślić.”. Szczęśliwie i nader pomyślnie dla mnie układał się grunt dla przyszłej sportowej, społecznej i zawodowej działalności. Będąc w wieku juniorskim zapisanie się do juniorów Polonii Bytom czy Szombierek były dla mnie utopią. Juniorzy Polonii Bytom byli wówczas mistrzami kraju a Szombierek również czołową drużyną, podobnie było z Wawelem Wirek czy Slavią. Uważałem, że dla mnie to za wysokie progi i zapisałem się do juniorów wówczas trzecioligowego klubu KS 27 Orzegów, po którym dzisiaj nie ma śladu, a w miejsce stadionu wybudowano bloki mieszkalne przy ulicy Kardynała Augusta Hlonda. Następnie po pewnym czasie przeniosłem się do Grunwaldu Halemba, gdzie mieszkałem pracując na Kopalni Węgla Kamiennego Halemba. Jednocześnie często odwiedzałem stadiony ekstraklasy i II ligi Bytomia, Zabrza, Chorzowa, Sosnowca, Rudy Śląskiej, Gliwic a także Stadion Śląski, gdzie odbywały się ważne mecze międzynarodowe i międzypaństwowe. Pokusiłem się nawet z wycieczką do Pragi na mecz o Puchar Europy Mistrzów Krajowych pomiędzy Duklą Praga a Górnikiem Zabrze (4 : 1) czy do Warszawy na mecz w ramach eliminacji do Mistrzostw Świata w 1966 r. Polska – Włochy (0 : 0). W tym czasie moja drużyna Polonia Bytom jako jedyna polska drużyna zdobyła Puchar Ameryki i Puchar Rappana, a raz była w finale tego pucharu. Byłem świadkiem ciekawych i unikalnych dzisiaj meczy. Dla przykładu podam mecz Szombierki – Legia Warszawa (5 : 4), kiedy to Legia prowadziła w 85 minucie 4 : 2 i mecz przegrała. Podobny przebieg miał mecz w finale Pucharu Rappana pomiędzy Polonią Bytom a SC Lipsk, kiedy w dwumeczu Polonia przegrywała 0 : 4 i mecz wygrała 5 : 4! Jak widzowie na Śląsku traktowali piłkarzy gości niech świadczy sytuacja z meczu Polonia Bytom – Stal Rzeszów z jesieni 1962 roku rozegranego na stadionie Szombierek. Przy stanie 1 : 0 dla Polonii, sędzia podyktował rzut wolny dla Stali w odległości około 25 metrów od bramki Szymkowiaka (Polonia). Piłkę ustawił sobie Poświat ze Stali i powoli nabierał rozpędu, cofając się zbyt daleko od piłki. Gdy tyłem dochodził do własnej szesnastki grupa miejscowych kibiców buchnęła śmiechem gremialnie krzycząc: „otwórzcie pierunowi brama, niech idzie pierun na gruba i na hasiok”, a Poświat oparł się o słupek władnej bramki. Gdy niebawem Poświat wyrównał silnym strzałem w samo okienko, to ta sama grupa wrzasnęła z zachwytem: „jerunie…, ale ma pierun bomba”. Gwarowo: gruba to kopalnia, a hasiok to śmietnik, jerunie to emocjonalne okazanie zachwytu. Dzisiaj, w perspektywie lat, podziwiam śląskich widzów tamtego okresu, którzy gremialnie z rodzinami przychodzili na mecze zachowując wysoką kulturę masowych imprez, obecnie nigdzie nie spotykaną. Latem na koronie stadionów dostępna była sprzedaż piwa i innych napojów niealkoholowych, lodów, słonecznika, ciastek itd. Chłodną porą zaś coś ciepłego np. gorąca herbata, kiełbaski z rożna itp. Tu i ówdzie widać było grupki mężczyzn popijających sobie okazyjnie po kieliszku wódki, bo i przecież zakazu takiego wówczas nie było. Przy czym okazją była na przykład zdobyta bramka, ale nie widziałem i nie spotkałem nigdy awanturujących się czy pijanych jak bela. Podobne obyczaje były na naszym terenie, a Żurawica nie była wyjątkiem, tu również na mecz licznie przychodzili mężczyźni i młodzież. Letnią porą dość często też pojawiały się całe rodziny, organizowano na stadionie zabawy taneczne z alkoholem po każdym meczu, a przed i po meczu czynny był bufet. Słowem, był to czas zupełnie z innego piłkarskiego świata, w jakim obecnie żyjemy, bo zupełnie inna była kultura sportowej społeczności!

cdn.

Kazimierz Więch
kaz47478@o2.pl
2022-06-26

Komentarze

Twój nick: WYŚLIJ

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. LKS Żurawianka Żurawica #1928 nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.


Brak komentarzy.

Wspomóż naszą działalność

 

Wpłać dowolną kwotę na naszą Żurawiankę.
Pomóż nam i naszym zawodnikom godnie reprezentować nasz wspólny Klub.

 
 
 

SPONSORZY

PARTNERZY