#BudujemySilnaZurawianke
Żurawianka Żurawica

WSPOMNIEŃ CZAR! Część 12.

26 czerwca 2022, godz. 19:51, 133 wyświetleń  

A A A

WSPOMNIEŃ CZAR! Część 12.

Żegnam Śląsk!

 

Polskie przysłowie powiada: „Wszystko co miłe i dobre kończy się szybciej niż przyszło!” . Dodam, że nie tylko szybko się kończy, ale przede wszystkim niespodziewanie. Po prawie sześciu latach pobytu, przy bardzo dobrych zarobkach w porównaniu z zarobkami w rejonie Przemyśla przyszedł czas zerwania z przyjaznym dla mnie Śląskiem. Pozostawiłem tam wielu kolegów ze szkoły, z pracy, klubu. Opuściłem dziewczynę, z którą łączyło mnie kilka miesięcy znajomości i opuściłem ulubioną Polonię Bytom, którą byłem zafascynowany przez tych kilka lat. Pozostawiłem sobie w sercu i pamięci ludzi, ich gwarę i obyczaje. Nadal przed oczami mam mury licznych familoków w kolorze zabrudzonej czekolady, pomieszane z oknami ozdobionymi przepięknymi firankami ręcznie haftowanymi zgrabnymi rękami ślązaczek Bytomia, Zabrza czy Rudy Śląskiej. Jakby czas stanął w miejscu, widzę grę i zachowanie wielkich piłkarzy tamtych lat, że wspomnę tylko niektórych: Edwarda Szymkowiaka, Włodzimierza Lubańskiego, Jana Banasia, Jana Liberdy, Zygmunta Anczoka, Jerzego Wilima, Pawła Orzechowskiego, Ryszarda Grzegorczyka, Zygfryda Szołtysika, Ernesta Pohla, Huberta Kostkę, Stanisława Oślizłę, Eugeniusza Fabera. Wróciłem w swoje rodzinne strony zupełnie innym człowiekiem, wychowanym w połowie przez Ślązaków i Lwowiaków, których połączył swoisty humor, miłość do sportu, do Ziemi Ojców oraz szacunek do ludzi i pracy.

Jeszcze będąc na Śląsku, w 1967 roku złożyłem prośbę o przyjęcie mnie na zaoczne studia w Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, na którą musiałem spełnić dwa podstawowe warunki. Po pierwsze, otrzymać zgodę macierzystego zakładu pracy i po drugie, zdać egzamin wstępny. Pierwszego warunku zakład pracy mi nie spełnił, nie dał zgody na takie studiowanie i o egzaminie wstępnym nie było mowy. Nie pozostało mi nic innego jak pożegnać Śląsk, o którym nadal z pewną nostalgią wspominam i ostatecznie musiałem wrócić do rodzinnych stron. Wróciłem ze znacznie większym doświadczeniu życiowym, bardziej dojrzałym choć nadal jeszcze bardzo młodym. Oczywiste dla mnie było, że powrót do Żurawicy jest również powrotem do Żurawianki i z miejsca zapisałem się do jej drużyny. Podjąłem też niemal z marszu pracę na PKP w miejscowej stacji i następnie rozpocząłem naukę systemem zaocznym w Wyższej Szkole Inżynierskiej (Politechnika Radomska) w Radomiu, by następnie kontynuować studia na Politechnice Warszawskiej i znacznie później na Politechnice Krakowskiej. Równolegle z WSI Radom zakład pracy skierował mnie na roczny kurs centralny do Wrocławia i Warszawy. Z oczywistych względów moje występy w drużynie Żurawianki były w owym czasie bardzo ograniczone, ale jednoznacznie twierdzę, że nie zerwałem z drużyną kontaktu. Powodzenie człowieka przeważnie okraszone jest niepowodzeniem. Tak było również ze mną. Ukończenie studiów na Politechnice Radomskiej zbiegło się z zakończeniem gry w Żurawince po drugiej z rzędu kontuzji łękotki. Po kontuzji pierwszej łękotki zarząd zaproponował mi objęcie funkcji sekretarza klubu i kierownika drużyny seniorów, którą objąłem końcem 1973 r. pełniąc jednocześnie kierowniczą funkcję w zakładzie pracy, a następnie społecznie będąc Przewodniczącym Kolegium ds. Wykroczeń przy Naczelniku Gminy Żurawica. Po dwóch latach ponownie awansowałem w pracy i znalazłem się w Dyrekcji Rejonowej Kolei Państwowych w Przemyślu z siedzibą w Żurawicy, na jednym z kierowniczych stanowisk służby ruchu, kiedy to musiałem zrezygnować najpierw z funkcji klubowej, a kolegium ustawowo rozwiązano i również moja rola w gminie się skończyła. Rezygnacja ta podyktowana była również warunkami czasowymi bo służbowo dodatkowo skierowano mnie do Zasadniczej Szkoły Zawodowej i Technikum w Przemyślu jako nauczyciel dochodzący a przecież w tym czasie zaocznie studiowałem na Politechnice Warszawskiej. Natłok zajęć miałem wystarczający jak na jedną osobę i o pracy w sporcie musiałem sobie dać spokój. Latem 1978 r. zostałem służbowo przeniesiony do stacji Medyka również na kierownicze stanowisko, gdzie przebywałem do strajków i powodzi w Przemyślu, czyli do sierpnia 1980 r., kiedy to wojewoda przemyski zaproponował mi funkcję Naczelnika Gminy Żurawica, na co wyraziłem zgodę. Wydarzenia sierpniowe w Polsce i w województwie przemyskim oraz wrześniowe w stacji Żurawica całkowicie odmieniły sytuację. Nastąpiła nagła zmiana centralnych władz w Polsce, zmiana wojewody, a w stacji Żurawica wywieziono na „taczkach” naczelnika stacji. W tej sytuacji zostałem w trybie pilnym oddelegowany na to stanowisko do Żurawicy mając zaledwie 33 lata i byłem najmłodszym naczelnikiem stacji pozaklasowej w płd.-wsch. Polsce. Zostałem postawiony w bardzo kiepskiej sytuacji bo przyszło mi kierować jednostką niezwykle trudną i w jeszcze trudniejszych czasach. W lutym 1981 r. otrzymałem mieszkanie w Przemyślu i w ten sposób od pond 40. lat nie jestem mieszkańcem Żurawicy. Niebawem wprowadzony został stan wojenny, o czym później.

cdn.

Kazimierz Więch
kaz47478@o2.pl
2022-06-26

Komentarze

Twój nick: WYŚLIJ

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. LKS Żurawianka Żurawica #1928 nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.


Brak komentarzy.

Wspomóż naszą działalność

 

Wpłać dowolną kwotę na naszą Żurawiankę.
Pomóż nam i naszym zawodnikom godnie reprezentować nasz wspólny Klub.

 
 
 

SPONSORZY

PARTNERZY